DŹWIĘK KATARYNKI
Aż do lat 80tych XIX wieku Tomaszów nie posiadał chodników ani bruków, w latach 60tych mieszkańcy nosili ze sobą po zmroku zapalone latarnie, o godzinie 22.00 nocni stróże za pomocą grzechotek ogłaszali godzinę nocną, a wszelkie rozporządzenia władz oznajmiano „za pomocą bębna” (Wachowska 1980). Miasto obrodziło w liczne karczmy i gospody, wśród których najpopularniejszą była Szarlotenburg. Miejscem niedzielnych spotkań i spacerów stała się osada Piekło wraz z karczmą o tej samej nazwie, a wieś Brzustówka oferowała karczmę murowaną, kręgielnię i salę taneczną oraz podróż łodzią lub promem nurtem Pilicy (Wachowska 1980). Istniejąca od 1825 roku na rynku świętego Józefa (dziś Plac Kościuszki) pierwsza kawiarnia i cukiernia, prowadzona przez Wincentego Sawickiego, wabiła także czytelnią gazet. Najpopularniejszym miejscem zabaw od roku 1834 był dom i ogród Karola Koreckiego przy ulicy Zielonej (dziś ulica Tkacka), a następnie przedsiębiorstwo Paula Proquitte, Romana Hamerlana i Arona Neufelda. W latach 80tych letnie zabawy urządzano w ogrodzie Alojzego Milajdsena w tak zwanej Szwajcarskiej Dolinie. W szynkach i oberżach występowali regularnie grajkowie, zaś najuboższa młodzież tańczyła przy dźwięku katarynki. W 1870 roku powstaje Towarzystwo Miłośników Czytania, które urządzało wieczory muzyczno-taneczne i recytatorskie. Wspomniany już Neufeld w roku 1880 buduje salę teatralną pod nazwą Sala Neufelda. Działalność sali zostaje zainaugurowana inscenizacją dramatu Bolesława Puchalskiego Sumienie w reżyserii Ratajewicza. Dużym powodzeniem cieszyła się wówczas trupa Feliksa Stobnickiego, mająca przez jakiś czas nazwę „Teatr w Tomaszowie pod dyrekcją Feliksa Stobnickiego”. W 1887 roku w Sali Neufelda swój benefis miała Gabriela Zapolska (Wachowska 1980).
Tomaszów prawa miejskie otrzymał dnia 6 lipca 1830 roku. Przez długi okres czasu określano go Tomaszowem Rawskim, Fabrycznym, Brzezińskim i wreszcie, od 1926 Mazowieckim. Przemysłowcy pochodzenia żydowskiego nadal budują tu fabryki – Hilary Landsberg stawia około roku 1881 dużą fabrykę składającą się z przędzalni, mechanicznej tkalni, farbiarni i wykończalni. Była ona położona przy ulicy Gustownej (dziś ulica Konstytucji 3 Maja). Warsztaty tkackie tworzy Zussman Bernstein, około roku 1905 Feliks Landsberg buduje tkalnię i przędzalnię, powstaje starzycka fabryka dywanów Majera Bera Szepsa oraz zakłady Chaima Rubina. Miasto potrzebuje czasu, aby się podnieść po upadku powstania listopadowego, którego pokłosiem stała się konfiskata dóbr Ostrowskich. Pozbawieni swego protektora tomaszowscy Żydzi uginają się pod ciężarem blokady przemysłu handlowego. Mimo wcześniejszych ograniczeń ze strony władz Rawy Mazowieckiej, starozakonni wspierali hrabiego podczas powstania, gmina żydowska finansowała wystawienie i wyposażenie oddziałów wojskowych, składano też własne datki (Zysman Goldman czy Lewek Silber), a nawet służono w wojsku polskim (Kędzierski 2012: s. 19). Następuje czas zahamowania dotychczasowej, prężnej działalności gospodarczej, która powróci dopiero w latach osiemdziesiątych ówczesnego wieku. Antoni Jan hrabia Ostrowski nie doczeka jednak tego okresu. Tęsknotę za Tomaszowem będzie opisywał w swoich listach i pamiętnikach na emigracji we Francji, tam też umrze 4 grudnia 1845 roku.
PRZYBYTEK SZTUKI
„Obszerny nawet teatr iuż wystawiono i na nim iuż odgrywano polskie i niemieckie sztuki” – wspominano przed rokiem 1830. Mowa wówczas była o budowli przy ulicy Pilicznej nr 68 (dziś Prez. I. Mościckiego 10), w której sala redutowa, zwana salą Apollina, gościła przyjezdne teatry wędrowne. Były one niezwykle istotnym elementem na kulturalnej mapie Królestwa Polskiego, w ich skład wchodzili w dużej mierze amatorzy wystawiający lekkie sztuki dla prowincjonalnej publiczności. W Tomaszowie teatry zatrzymywały się i występowały głównie w oberżach dzierżawionych przez Arona Neufelda, Konstantego Hanke, Pawła Proquitte, Emila Pickera, Gustawa Rychtera czy Alfreda Lewina. Wszyscy oni, w różnych odstępach czasowych, zarządzali salą teatralną w domu narożnym przy ulicy świętego Antoniego i ulicy Zielonogórskiej (dziś Tkacka). W latach osiemdziesiątych XIX wieku prasa pisała: „Przybytek sztuki (którym tu jest sala przy bawaryi dość mała i scena lilipucia, mająca co najwyżej 4 łokcie szerokości i 6 długości (…), szczupła salka mieści zaledwie 132 krzeseł” (Leszczyński 2004: s. 27). Korespondenci nazywali tę scenę „małym półmiskiem”, aczkolwiek przebywająca w Tomaszowie około 1880 roku literatka wspominała o innym, znacznie dogodniejszym miejscu spotkań teatralnych: „W rogu Rynku mieścił się obszerny teatr, gdzie Ratajewicz (ojciec) ze swym towarzystwem uznojone całodzienną pracą rozweselał czoła. Dziś w miejscu tym, zamiast braw dzieciom Melpomeny, biją się pokłony cielcowi złotemu…” (Topas-Bernsteinowa 1898: s. 27) Jak sugeruje Emilian Leszczyński miejscem tym mógł być dom Neufelda lub Śpiewaka, w którym od 1884 roku istniała filia banku, mógł to być także dom z kantorem Wajnberga.
Od lat siedemdziesiątych XIX wieku aż do późnych lat dziewięćdziesiątych w Tomaszowie pojawiło się wielu ważnych artystów, między innymi Władysław Krzyżanowski, Adam Jaworowski czy Paweł Rękopiór Ratajewicz. Antreprenerzy ci oferowali publiczności głównie ludowe komedyjki i wodewile, popularnością cieszyły się sztuki Aleksandra Fredry i Józefa Korzeniowskiego. Ponieważ widzami byli wówczas przede wszystkim Niemcy, od roku 1881 pojawiały się afisze dwujęzyczne.
Jednym z wybitniejszych artystów teatralnych, którzy zawitali w Tomaszowie w latach osiemdziesiątych, był Anastazy Trapszo. Wystąpił on ze swoim zespołem (córkami: Ireną i Teklą oraz Aleksandrem Żółkowskim), uświetniając budowę szpitala, której to budowie przewodniczył syn Antoniego, Stanisław hrabia Ostrowski. Kolejna ważna postać to Stanisław Knake-Zawadzki, o którym pisano, kiedy występował: „Tomaszów Rawski zdobył się na wygodny i obszerny budynek teatralny, mogący pomieścić 350 widzów. Widowiska w nim zainaugurowało przed kilku tygodniami Towarzystwo dramatyczne udziałowe, pod dyr. P. Knake-Zawadzkiego. I oto ma Tomaszów Rawski <teatr Zawadzkiego>” (Leszczyński 2004: s. 49)
MIASTO FABRYKANTÓW
RODZINA LANDSBERGÓW
Prekursorem mechanizacji przemysłu w Tomaszowie był Hilel vel Hilary Landberg (1834-1898), tomaszowski fabrykant urodzony w Warszawie, starszy brat Abrama Lejba vel Aleksandra (1859-1928). Mieszkał w Tomaszowie, gdzie otworzył fabrykę sukna, która szczyciła się wysoką technologią oraz godziwymi warunkami pracy i płacy (Witczak 2010: s. 150). Hilary stał się symbolem społecznego awansu, „wyimaginowanym obrazem tomaszowskiego tkacza, który dzięki ciężkiej pracy i umiejętnościom organizacyjnym stworzył nowoczesną i doskonale zarządzaną fabrykę” (Witczak 2010: s. 150). Jego żoną była tomaszowianka Chana z Mendelsburgów (1838-1904), z którą miał kilkoro dzieci: Abrama Lajba, Chaję Rajzlę, Dwojrę, Fiszela vel Feliksa, Esterę vel Emilię, Chaję Bajlę oraz Łaję vel Eleonorę (ur. 1862), która została żoną wspomnianego Abrama Lejba vel Aleksandra Landsberga. Aleksander sprowadził do Tomaszowa krosna mechaniczne, po śmierci Hilarego stał się dyrektorem i wiceprezesem Spółki Akcyjnej Fabryk sukna „H. Landsberg”. Przyczynił się do powstania Siedmioklasowej Szkoły Handlowej (dziś I Liceum Ogólnokształcące). Wraz z Eleonorą miał kilkoro dzieci, między innymi Władysława (1888-1941), o którym Michał Piasecki pisał „łysy, tęgi pan, o ociężałych ruchach”. Władysław był wydawcą „Kuriera Tomaszowskiego”, jednym z redaktorów „Echa Mazowieckiego” oraz radnym miasta Tomaszowa Mazowieckiego. Synem Aleksandra i Eleonory był także Marceli (1890-1951), profesor chorób zakaźnych Akademii Medycznej w Łodzi. Mieszkał on i pracował w Łodzi, przebywał w getcie warszawskim jako konsultant internistyczny, biorąc udział w tajnych szkoleniach dla lekarzy i studentów medycyny. Udało mu się uciec z getta wraz z córkami. Feliks (1868-1923) natomiast był udziałowcem w Tomaszowskiej Fabryce Sztucznego Jedwabiu. Został on współzałożycielem spółki „Tomaszowski Teatr Miejski”. Wraz z Jakubem Halpernem wsparł budowę gmachu oraz wyposażenie Szkoły Handlowej. Jego żoną była Jadwiga z domu Landau, z którą miał syna Henryka (1899-1970) i córkę Hannę (ur. 1904). Henryk był dyrektorem zarządzającym Fabryki Sukna Hilarego Landsberga, radnym miasta Tomaszowa, działaczem społecznym i sponsorem pierwszego żydowskiego klubu sportowego w Królestwie Polskim „Turnverein”, mieszczącym się w Tomaszowie Mazowieckim. Jego żoną była tomaszowska piękność Eugenia z domu Silberman.
Liczna rodzina Landsbergów przyczyniła się przede wszystkim do rozwoju przemysłowego Tomaszowa, ale Landsbergowie byli także wielkimi miłośnikami sztuki i literatury, o czym niech świadczy chociażby prywatna biblioteka Henryka, działalność wydawnicza i redakcyjna Władysława, obecność Artura Rubinsteina w domu Aleksandra przy ulicy Gustownej (dziś Konstytucji 3 Maja). Pasje artystyczne posiada także jego wnuczka, a córka Wandy Landsberg – Joanna Kulmowa, która z niezwykłą czułością i tęsknotą wraca do lat swego tomaszowskiego dzieciństwa w książce „Topografia myślenia”.
RODZINA BORNSTEINÓW
Obok rodziny Landsbergów, bardzo istotny wkład w rozwój Tomaszowa wniosła także żydowska rodzina przemysłowców Bornsteinów. Emanuel (1879-1942) był współwłaścicielem Starzyckiej Fabryki Wyrobów Sukienniczych, działaczem społecznym, filantropem oraz zwolennikiem asymilacji Żydów. Pełnił także funkcję prezesa Gminy Żydowskiej w Tomaszowie, w czasie kryzysu i bezrobocia wspierał finansowo bezrobotnych oraz głodujące dzieci z gminy. Miał dwoje dzieci ze swoją żoną Romaną z domu Koral (1888-1942): Tadeusza Benedykta (1919-1942) oraz Wandę (ur. 1911). W czasie okupacji znalazł się w getcie warszawskim, wraz z synem Tadeuszem Benedyktem został wywieziony do Treblinki w roku 1942. Tadeusz z kolei był artystą, malarzem i poetą tomaszowskim. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod kierunkiem Zdzisława Przebindowskiego i Władysława Jarockiego. Jako malarz pozostawał pod wpływem Józefa Pankiewicza. Jego dorobek malarski zachował się w bardzo wąskim zakresie, ale z okupacyjnego okresu ocalały wiersze i poemat dramatyczny „Ostatnia twarz lorda Byrona”. Zostały one wysłane, pochodzącej zresztą z Tomaszowa Mazowieckiego, aktorce teatralnej i filmowej Bohdanie Majdzie-Mincowej.
W Tomaszowie mieszkał także, być może spokrewniony z wyżej wymienionymi osobami, Dawid Bornstein (1860-1933) ze swoją żoną Sarą z domu Rubinstein i dziećmi: Szlamą vel Salomonem (1891-1942) oraz Zyslą vel Zofią (ur. 1896). Założył on nad rzeką Wolbórką mechaniczną tkalnię sukna, w swojej fabryce zatrudnił doktora Seweryna Sterlinga jako fabrycznego lekarza. W 1906 roku zbudował przy ulicy Warszawskiej fabrykancką willę.
Co ciekawe, na przełomie XIX/XX wieku do Tomaszowa przeprowadził się z Sochaczewa inny Dawid Borstein (1876-1942), który był niezwykle cenionym tomaszowskim rabinem w latach 1918-1926, cadykiem oraz propagatorem chasydyzmu. Wykazywał się biegłością w znajomości Tory, przyznano mu honorowy tytuł gaona (Witczak 2012: s. 54).
Żydowscy fabrykanci współtworzyli przemysłową mapę Tomaszowa, większość z nich pochowana jest na tomaszowskim kirkucie. Prężnie działające miasto wzbogacało swoimi zasobami zarówno rynek polski, jak i dalekowschodni, zaś przedsięwzięcia przemysłowców czasem dalece wybiegały poza nadzór nad fabrykami, a wiązały się z dbałością o kulturalne oblicze miasta.
LITERATURA
Najbogatszy i najliczniejszy księgozbiór wypożyczalni w Tomaszowie na przełomie XIX/XX wieku należał do Emilii Topas-Bernsztajnowej, która w 1895 roku odkupiła przedsiębiorstwo księgarskie od tomaszowskiego drukarza Teodora Mariana Pruskiego (Witczak 2010: s. 251). Prowadziła ona wypożyczalnię, czytelnię oraz księgarnię, posiadając upoważnienia krakowskich i warszawskich wydawnictw. Topas-Bernsztajnowa pochodziła z Warszawy, była nauczycielką, działaczką społeczną oraz pisarką. Publikowała artykuły w piotrkowskiej gazecie „Tydzień” oraz czasopiśmie „Ateneum”. Wydała tomiki opowiadań Tragiczny etap (1901 rok), Z cichych dramatów (1906 rok) oraz Autodafe – w cichym domku (1916 rok, pseudonim Marian Orlicz). Jej dramaty były wystawiane w tomaszowskiej Sali Neufelda oraz w Teatrze Żydowskim w Łodzi za dyrekcji Icchoka Zandberga w 1911 roku.
LENA
„Dzwonią, pozwól ojczulku, zobaczę może pacjent.” „Że też sobie dziecko wyperswadować nie dasz, iż nikt nie przyjdzie po radę do starego paralityka. Od dawna mnie już jak stary łachman wyrzucono na śmietnisko ludzkiego zapomnienia, a tobie się to ciągle jeszcze w głowie pomieścić nie może. Od miesięcy powtarzają się już te naigrywania uliczników, a ty za każdym razem masz jeszcze złudzenia. Jakie to błogosławieństwo młodości, że się ich nie wyzbywa tak łatwo.” Ze łzą w oku wyciągnął zdrową rękę, aby nią pogładzić wspaniałą, piękną główkę. „Ale skąd ty bierzesz pieniądze biedaczko?” „O tym to już nie myśl ojczulku, mam jeszcze trochę w zapasie, a potem lekcje, mówiła spuszczając swoje oczy Madonny. Alboż ci brak czego?” „Nie, pociecho ty moja.” I rzeczywiście wkoło przykutego fotelu starca, bohaterskie wysiłki dziewczyny, zgromadziły wszystko co tylko lepszego z rozbicia wnieść się dało. Natomiast w głębi mieszkania, zewsząd wyszczerzał zęby niedostatek, bardzo blisko graniczący z nędzą. Lekcję miała biedna jedną tylko, bo cóż znaczyła wobec Stroblów, Michałowskich, marna nauczycielka, która nawet nie zdążyła ukończyć konserwatorium. Czyż zresztą mogła zostawić niedołężnego starca kalekę? Wyprzedawała też powoli wszystko, co tylko usunąć się dało sprzed jego oczu tak, żeby się tego nie domyślił… Ot i dziś poszła sama do sąsiadki, z kilkoma łyżkami stołowymi. A co będzie dalej? Co jutro? Poszło już do ludzi wszystko, sukienki jej, bielizna nawet. Co dalej? Co dalej? Źle się odżywia, traci coraz bardziej energię i siły. Co będzie jak i dla ojca nie stanie już łyżki strawy? Oparła rozpalone czoło o szybę, goniąc wzrokiem chmurki biegnące swawolnie po niebie, niby stadko rozigranych owieczek. „Matko” jęczało w niej, dlaczegoś odeszła! Ty byś prędzej zażegnać potrafiła wiszącą nad głowami naszymi nędzę, która zabije mi ojca, a mnie wyrzuci na bruk uliczny. Ja silna nie jestem ni ciałem ni duchem, gonię już sił ostatkami i woli. Czuję, że stać się może ze mną coś okropnego. Mnie potrzeba podpory, pomocy, ręki silnej która by kroki me prowadziła. A tu sama, oko w oko z nędzą bez wyjścia. „Co tam tak ciekawego na ulicy, Leno? Pójdź, zagraj mi Preludium, takeś mi ostatnimi czasami zleniwiała.” Odwróciła głowę niechętnie. „Nie jestem usposobiona w tej chwili, ale wiesz co myślę ojczulku: wynajmę tobie pokoik przy rodzinie, a sama pójdę do Bolka, on ma już nie całe trzy lata studiów. Tu pannie doktorównie nie wszystko wypada, tam znajdę na pewno korzystne jakie zajęcie, a potem wrócimy razem do naszego staruszka i nie opuścimy go już więcej.” „A widzisz dziecko, nie mylę się więc sądząc, że koło nas bardzo już krucho, ale jakżeż cię puścić w świat tak samą, bez opieki.” „Ty doprawdy ojczulku masz mnie ciągle jeszcze za dawną, niedołężną pieszczochę, która na życie patrzeć umie tylko przez dziurkę od klucza. Mało to panien podróżuje samych?” „Ha, jeśli taka wola boska, jedź, a pamiętaj Leno, że Paryż to niebezpieczny potrzask na takie piękne główki.” Zaśmiała się nieszczerze. „O, nie lękaj się ojczulku, bądź o mnie zupełnie spokojny.” Ale sama nie była spokojna, lękała się długiej, samotnej podróży, pierwszej w życiu, lękała tego miasta osławionego, bała się nade wszystko samej siebie, bała tych rozdarć i buntów, co się w duszy jej zrywały od czasu do czasu taką zawieruchą pragnień i pożądań. A jednak pojechać musi, nie widzi innej rady. I pojechała, poprzedzona listem ojca, nakładającym na brata jako święty obowiązek bezustanną pieczę nad tym skarbem dni jego ostatnich. Na wyjazd i zaopatrzenie potrzeb ojca, trzeba było sprzedać fortepian. Dotąd wszystko, czego się wyzbywała, pozostawiało ją jeśli nie obojętną, to spokojną przynajmniej. Ta ofiara napełniała ją rozpaczą. Kiedy wynoszono tego powiernika jej czarnych godzin, tego przyjaciela z dziecinnych lat, czuła jak łzy, którym pofolgować nie mogła, skrzepły jej w sercu. Czepiając się ścian, poszła za nim jak za drogim zmarłym. We drzwiach zerwana struna jęknęła boleśnie niby drżącą skargą pożegnania. Jęk ten szarpnął jej sercem. Czuła jakby i w nim coś się stargało, zamarło; czuła, że ostatnia grudka ziemi pada na wieko tej jej promiennej, tak już dalekiej, a tak już niedawno minionej przeszłości (…)
Fragment Leny z tomu opowiadań Emilii Topas-Bernsztajnowej Tragiczny etap, Warszawa-Piotrków 1901. Źródło: http://www.wbc.poznan.pl/publication/267122
Świetny projekt dla promocji miasta, interesujący program.
Na pewno wezmę udział razem z rodziną!